Zacznijmy od czerwcowego spotkania w Łodzi.
Czas: 20 czerwca 2014
Miejsce: Tajna Siedziba Łódzkich Zbudujców (oddział północny)
Uczestnicy: Amal, Jerac, Jetboy, Kom.Renx, Lordofdragonss, Smok i Sorrow.

Relację przygotował Amal - gdzieniegdzie dodałem tylko swoje wstawki zaznaczone kursywą. Oddaję zatem wirtualną klawiaturę Amalowi:
Amal: Tak w zasadzie integracja rozpoczęła się dla mnie wcześniej – od odebrania naszego Gościa – Jetboya z dworca Łódź – Widzew. Zastanawiałem się czy nie zanudzę Jetboya do godziny 16,30 czyli oficjalnego rozpoczęcia integracji, ale Gość przeżył moje ględzenie. Przeżył nawet wystawienie Go w podkoszulku na deszcz i zimny wiatr. Trochę tylko zmarzł. W tym czasie reszta mojej rodziny ewakuowała się z domu zostawiając nam wolną chatę. Integratorzy dopisali, przychodząc w dodatku stopniowo – w miarę o czasie. Z miejsca zaanektowany został zaułek kominkowy, gdzie szybko tworzyła się atmosfera jak z najlepszych amerykańskich filmów dla młodzieży.
Jerac:...no pewnie, bo przecież tam były czipsy i inne atrakcje przyniesione przez integracjonistów.






A co działo się na stole? Popatrzmy:
Lordowa gromada smoków dorwała się do żarcia:

Dokonaliśmy udanego mariażu Classic-Space z Chimą:

Zły Jerac Zagłady popsuł podrabianą figurkę:

Amal: Ja z niecierpliwością czekałem na przybycie Kom.Renxa, ciekawy spotkania dwóch niemożliwych fanów Star Warsów, bo Smok już był. Nie pomyliłem się. Powitanie dwóch starwarsowych ekspertów przypominało powitanie 100-letnich bliźniaków syjamskich, których dzień wcześniej rozdzielono operacyjnie raz na zawsze. Jerac, jak na Skarbnika przystało, przybył z wężem w kieszeni. No może nie dosłownie, ale pod pachą na pewno. Bydle było elektroniczne i gryzło. W gruncie rzeczy chodziło głównie o to, czy pogryzie Bazyla, ale Bazyl jak na mądrego kota przystało, elektronicznego cudaka olał totalnie.
Jerac: Kobra robiła dużo więcej niż tylko ganianie kota. Gryzła na przykład ściany, wywołała dyskusje na temat oporów toczenia i innych potencjalnych powodów skręcania tylko w prawo, a jak się zmęczyła, próbowaliśmy ją nakarmić:
Podkład dźwiękowy zmontował Lord jakimś dziwacznym, ale cudownym wynalazkiem.
Amal: Po wstępnych pogadankach które mogły trwać w nieskończoność i daniu Sorrow chwili czasu, by złapała oddech, po morderczym, crossowym rajdzie rowerowym po bezdrożach łódzkich, wzięliśmy się wreszcie za oglądanie zestawów, które przytaskał Jerac. Stwierdziliśmy że i tak wszystkiego nie złożymy, bo fajnie jest coś robić przy następnych spotkaniach. Dokonaliśmy wyboru dwóch zestawów i czekaliśmy aż twarz Sorrow nabierze zdrowej, różowej barwy. Jerac zaproponował zabawę : dzielimy się na dwie drużyny i każda układa jeden zestaw, ale żeby nie było tak przyjemnie, korzystamy jedynie ze wskazówek członka drużyny, przemianowanego na potrzeby chwili w instruktora.
Jerac: Słowo o zasadach. W każdej drużynie jest jedna osoba która wie, jak to co buduje zespół ma wyglądać, ta osoba jest instruktorem. Instruktor nie może jednak dotykać klocków ani pokazywać ich palcami, może komunikować się z resztą osób tylko i wyłącznie werbalnie. Na dodatek... nie ma do dyspozycji instrukcji, a tylko pudełko po zestawie!
Amal: Ważny tutaj jest skład drużyn : Jetboy – instruktor, Sorrow, Jerac, Kom.Renx, zaś w drugiej Lordofdragonss – instruktor, Smok i ja. Trudno nie zauważyć dysproporcję sił, ale w domu nie miałem odpowiedniego sprzętu, by podzielić np.Jeraca na dwie niezależne części. Poza tym obawiałem się, że przy takiej czynności trochę pobrudzi się świeżo sprzątnięta chałupa, a nie ma gorszej rzeczy niż tłumaczyć się żonie z narobionego bałaganu. Koniec końcem machnęliśmy na to ręką, licząc na to że czytający niniejsze wypociny nie będą posiadali trudnej umiejętności doliczenia do czterech.
Drużyna Zgniłozielonobrązowego Krokodyla:

Drużyna Orła Nadmiaropłytkowego*:

*do końca nie wiedzieliśmy co począć z największą płytką która została.
Amal: Jerac włączył funkcję stopera w swoim multimedialnym urządzeniu z opcją odbierania połączeń głosowych i zaczęło się. Na początku Lord zaskakiwał nas nazwami klocków, o których my – biedne misie, nie mieliśmy pojęcia. Udało mu się nawet poirytować z powodu naszej ignorancji, co jest wyczynem nie lada. Smokowi trzęsły się ręce, a ja nerwowo spoglądałem to na zegarek, to na postęp prac w Jetboyowej grupie myśląc „Nie ma mowy – damy ciała” oraz „byle za wiele nas nie wyprzedzili”. Mniej więcej gdzieś w połowie składania, dzwonek do drzwi zakomunikował nam, że przyszła pizza w liczbie czterech dużych sztuk.
Pochłonięcie tak niewielkiej ilości zdrowej żywności zajęło nam mniej czasu niż składanie zestawów, które po pół godziny także zmęczyliśmy. Wygrała ekipa Jetboya. Trzeba było jednak ciąć Jeraca na pół. Następnie przystąpiliśmy do robienia zdjęć, no bo trzeba było naszą pracę jakoś udokumentować. Dobrze chociaż, że mogliśmy to wszystko poskładać do kupy na podstawie instrukcji.
Jerac: Z naszego punktu widzenia wyglądało to podobnie, tylko w drugą stronę. Mieliśmy nic a "oni" kończyli. Na dodatek "oni" po cichutku sobie rozmawiali podczas gdy my głośno komentowaliśmy naszą zbiorczą indolencję, co przecież pomóc nam nie mogło. Przez pierwsze 5 minut zmontowaliśmy wszystkie oczywiste kawałki orła: ogon, głowę, skrzydła i nogi. Przez następne 25 składaliśmy i rozbieraliśmy środek, i zawsze nam zostawała ta nieszczęsna płytka o której wspomniałem wcześniej. Jeszcze żeby to było coś w stylu 1x2 alboco, ale nie... nie wiedzieliśmy co począć z płytką 1x6 :D
Jak później zajrzeliśmy do instrukcji okazało się że i tak te wszystkie próby złożenia środka były nic nie warte, bo w instrukcji było zupełnie inaczej. A nawet staraliśmy się myśleć trochę jak designerzy i odrzucaliśmy rzeczy które nie miały prawa zadziałać. Zabawa jest przednia i polecam ją ekipom z innych miast - wystarczą dwa zestawy tej samej wielkości dla nawet sporej grupki ludzi a i tak szanse na to że przy tych regułach zespół upora się ze złożeniem w pół godziny są marne. Tak czy siak, było świetnie!
Amal: Jetboy uważnie obserwował moje działania na polu fotografii i zapytał dyplomatycznie czy zawsze zdjęcia robię komórką. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, bo jak użyłem raz profesjonalnego aparatu, to robiłem wszystko trzy razy dłużej, a czas to luksus, którego nie posiadam. Jetboy wyjął kamerę 3D. Zrozumiałem wcześniejsze pytanie. Jak już uporaliśmy się z powyższymi czynnościami artystycznymi, zaczęliśmy przygotowywać się do sprawiedliwego podziału łupów. Jerac błyskawicznie posortował klocki niczym rasowy myśliwy ćwiartujący zwierzynę. Poprzyznawał wartości punktowe i zaczęliśmy kółko.
Cisza przed burzą...

Jerac: Należy się tu chyba parę zdań wyjaśnienia. Podzieliliśmy oba zestawy na części i dodaliśmy jeszcze klocki które przyniósł od siebie Jetboy (dzięki!), a następnie pogrupowaliśmy na trzy zasadnicze rodzaje: takie warte 1 punkt, takie warte 2 punkty i takie warte 6 punktów. Gdzieniegdzie za 6 punktów były całe zestawy, np para białych skrzydełek itp. Każdy w swojej "turze" mógł wziąć klocków za 6 punktów co prowadziło do interesujących dylematów. Mimo to pierwsze poznikały skrzydełka, pazurki i inne fajne części, choć np Amal uparcie zbierał klocki pasujące tylko do jakiś starych rupieci. Jak nic buduje muzeum.
Jak widać wszyscy grzecznie czekają na swoją kolej:

Amal: Byłem jedyną osobą, która nie usiadła, ale Jetboy wyczuł moje intencje przechodzenia za co drugą osobę i dyplomatycznie wskazał mi miejsce gdzie mogę oczekiwać na swoją kolej, mówiąc ciepło „Ty siadaj tam !!!”. Zauważyłem, że klocki techniczne kolekcjonował Jetboy, najbardziej załamane i pokręcone – Jerac, najbardziej kolorowe – Sorrow, pozostali – wedle potrzeby chwili. Jetboy rzucił okiem na mój pierwszy wybór. Zorientowałem się, że wie, że potrzebuję najwięcej klasycznych. Gdy skończyliśmy zerknęliśmy na czas. Było go akurat tyle, że mogliśmy jeszcze pogadać. Nie było sensu zaczynać grać w przyniesione gry, bo tylko dostalibyśmy większego apetytu. Zostawiliśmy sporo na następny raz.
Jerac: Z dotychczasowych była to z pewnością najfajniejsza integracja. Kluczem do sukcesu okazały się atrakcje dodatkowe: recenzowanie zestawów, konkursik z budowaniem, zbiorowe prawie-kontrolowane szabrownictwo czy też zabawy przyniesionymi modelami. Mieliśmy ze sobą kilka planszówek, ale jak zauważył Amal nie było na nie czasu - a siedzieliśmy łącznie około 7 godzin jeśli mnie pamięć nie myli!
Zabawa była przednia, każdy znalazł coś dla siebie i na koniec podziękuję wszystkim za przybycie. Zapraszamy również na następną edycję, zostały nam jeszcze trzy zestawy do obejrzenia i rozebrania, można też pomyśleć o następnych konkursikach.
Do następnego razu!
Cała galeria na BS dostępna tutaj.