70747 Boulder Blaster
Ninjago
70747 Boulder Blaster
Seria: Ninjago / Tournament of Elements
Rok premiery: 2015
Liczba elementów: 236
Figurki: 3: Cole, Zugu i Sleven
Wymiary pudełka: (w przybliżeniu) 34.5 x 19 x 6 cm
Cena: $29.99, £24.99, 34,99 €, 139,99 zł
Ninjago to seria która sporo namieszała na rynku i swoją popularnością zaskoczyła chyba samego producenta, wszak nieczęsto w świecie LEGO zdarza się, by reaktywować zamkniętą serię tematyczną. Jak najbardziej jednak, jest to popularność w pełni zasłużona. Z jednej strony prężnie działa maszyna promocyjna, z pietyzmem pielęgnująca całą otoczkę, dbając o atrakcyjność przedstawionego świata, charyzmatycznych bohaterów, a wszystko to w postaci odpowiednio prowadzonej historii, którą poznać możemy w serialu animowanym, na kartach komiksów i książek oraz w dedykowanym magazynie. Z drugiej strony, seria nie jest obciążona naleciałościami licencyjnymi, przez co projektanci mogą popuścić wodze fantazji i zaserwować nam prawdziwy miks najróżniejszych budowli, pojazdów, wyposażenia i oczywiście figurek. Doszło nawet do tego, że w przyszłym roku na ramach serii zostanie przedstawiony jeden z najsłynniejszych konfliktów w dziejach ludzkości, czyli Ninja spotkają Piratów (więcej o zestawach)!
Prywatnie nigdy nie byłem wielkim miłośnikiem serii Ninjago, i od razu się przyznam: zupełnie nie orientuję się w samej historii – serialu nie oglądam, a książek i komiksów z uniwersum nie czytam. Zdarzają się jednak zestawy, które wpadają mi w oko, i nawet od czasu do czasu na któryś się skuszę. Ot tak jak na 70747 Boulder Blaster, czyli po naszemu, jak TLG to ładnie przetłumaczyło: kruszarkę skał.
Po przydługim wstępie zapraszam na (w miarę) zwięzłą recenzję, od razu zaznaczam, jako że się nie znam, odpuszczam sobie opisywanie kto jest kim, i z czym dany zestaw jest powiązany. Moje wrażenia będą oparte tylko i wyłącznie na konstrukcji, a nie na całej fabularnej otoczce. Serdecznie zapraszam!
Zaczynamy od pudełka. Zdobi je bardzo ładna i estetyczna szata graficzna, choć nazwa serii mogła być nieco mniejsza, ale z drugiej strony, jest to wszak już wypracowana i znana na rynku marka, więc musi się rzucać w oczy potencjalnego klienta. Sam zestaw zaprezentowano na żółtym, bardzo fajnie skomponowanym tle, dzięki czemu dokładnie widać, co też tutaj znajdziemy.
Z tyłu pudełka mamy dodatkowe fotki zestawu z obowiązkowym ukazaniem jego funkcjonalności. A ta w tym przypadku jest to sprawa dość ważna i naprawdę atrakcyjna!
W środku dwa woreczki z klockami, jeden element luzem i niczym nie zabezpieczona instrukcja oraz arkusik naklejek.
Instrukcja to jedna książeczka, liczy nieco ponad 60 stron. Zawartość standardowa, plany budowy, także standardowo, nieco rozwleczone. Ze składaniem nie ma najmniejszych problemów.
Skan naklejek. Nie ma co dalej owijać, tu dokładnie widać, że to określenie paść musi: steampunk pełną parą, że pozwolę sobie na taki delikatny żarcik słowny.
Ludziki są. W ilości trzech sztuk, jeden czarny Ninja zwany Cole oraz dwóch żołdaków Mistrza Chena: Sleven i były zapaśnik sumo Zugu. Same figurki prezentują się bardzo przyzwoicie aczkolwiek nie porywają. Poziom jak najbardziej bardzo wysoki, do którego zresztą w kwestii figurek LEGO zdążyło nas już przyzwyczaić.
Dokładniejsze ujęcie składowych, od razu warto nadmienić, że wszystkie trzy figurki mają tylko jednostronne nadruki na główkach.
Składanie rozpoczynamy od prostej konstrukcji, która ma być zapewne celem dla strzelającego pojazdu.
O, nawet może się „rozpaść”!
Ta konstrukcja to tylko wypełniacz, i jak dla mnie, wrzucony nieco na siłę. Można było pokusić się o zrobienie czegoś ciekawszego, ale zapewne skończył się limit klocków, więc trzeba było sklecić coś z dosłownie paru elementów. Dzieciaki pewnie zaraz to cudo zgubią i celować będą w cokolwiek innego.
A celować jest z czego!
Otrzymujemy bajerancką konstrukcję, będącą niejako interpretacją samolotu z pierwszej wojny światowej w wydaniu zupełnie futurystycznym mocno podlanym steampunkowym sosem. Szczególnie, jak nakleimy klimatyczne naklejki! Jako że ja jeszcze tego nie uczyniłem, poniżej dla porównania oficjalne zdjęcie modelu:
Według mnie, latadło prezentuje się rewelacyjnie!
Nie zabrakło otwieranej kabiny gdzie za sterami może zasiąść Czarny Ninja.
Ciekawostką jest specjalny uchwyt,
za który możemy pochwycić nasz pojazd. Całość przypomina nieco rewolwer:
Skojarzenie jak najbardziej adekwatne! Otóż przód naszego pojazdu to tak naprawdę magazynek.
Który składa się z aż ośmiu wyrzutni sprężynowych – elementu ostatnio bardzo popularnego w LEGOwych konstrukcjach. Sama wyrzutnia to bardzo prosty element, w środku mamy sprężynkę, a w otwór wkładamy długą strzałkę. Gdy delikatnie naciśniemy koniec strzałki, ta z impetem wyleci do przodu. W naszym latającym pojeździe mamy aż osiem takich wyrzutni, do tego ułożonych w formie bębenka.
A więc ładujemy:
Koła zębate umieszczone po bokach pojazdu to nie klimatyczna atrapa! Kręcąc nimi kręcimy bębenkiem, obraca się cała konstrukcja ze strzałkami, te spotykają na swojej drodze małą czarną kulkę, która pełni rolę spustu…
Całość działa dosłownie jak karabin maszynowy, a cały bębenek opróżnia się dosłownie w ułamek sekundy! Oczywiście można także strzelać pojedynczo, trzeba tylko nabrać nieco wprawy w obracaniu zębatego pokrętła. Zabawa jest wprost przednia! I jedyne co jest mozolne, to ponowne załadowanie, tym bardziej, że czasem przy wtykaniu kolejnej strzałki, przez przypadek łatwo jest wystrzelić którąś już zamocowaną.
Ładne pudełko, bardzo przyzwoite ludziki, zbędna mała konstrukcja robiąca za cel i rewelacyjny pojazd. Rewelacyjny zarówno pod względem wyglądu jak i funkcjonalności. Obecnie często zdarza się, że projektanci na siłę wciskają do zestawów multum akcentów bawialności. I wychodzi z tym różnie. Tu proste strzelanie przerodziło się w naprawdę świetną zabawkę, w pełni spełniającą swoją rolę! Z mojej strony gorąco polecam, ja mam z tego zestawu ogromną frajdę!
Elementy zapasowe, w tym dodatkowy miecz!
PS. Dodatkowy minus: zobaczcie na ceny i różnice pomiędzy Stanami a Europą… TLG ma trochę dziwne przeliczniki…