Wh40k Dreadnought

Edycja czwarta!

Tak jak mechy ogólnie niespecjalnie mnie „kręcą” tak jest jeden którego wygląd bardzo mi się podoba: klasyczny „drednot” ze świata Warhammera 40000. Wielki, ciężki, masywny, zwrotny jak hipopotam, o estetyce pudła na dwóch nogach. Ociekająca mocą machina wojenna, prowadzona przez żołnierza utrzymywanego sztucznie przy życiu przez specjalnie skonstruowany sarkofag. Drednoty pozwalają więc na wykorzystanie doświadczenia i umiejętności poległego wojownika, udostępniając cały wachlarz nowych możliwości.

W teorii, bo w praktyce, w grze z której pochodzą drednoty są delikatne, powolne, drogie i akurat wystarczająco drażniące dla przeciwnika aby chciał się ich pozbyć już w pierwszej turze.

Mimo to, uwielbiam je. Tak bardzo, że choć mam już drednota który mi się podoba na tyle że nie planowałem poprawek, jako że ciągle jeździ na wystawach i nie mam go w domu, zbudowałem następnego. To co pierwotnie miało być tylko kopią 1:1 okazało się zbudowaniem modelu kompletnie od zera, z wykorzystaniem nowych klocków, nowych technik, oraz przy zachowaniu możliwie solidnej i prostej w budowie konstrukcji. Dodatkowo, do drednota powstał cały pakiet zamiennych modułów uzbrojenia które przełącza się bardzo łatwo, a także podstawka na której się ładnie prezentuje.

 

Najbardziej klasyczna odmiana jaka występuje, z „minigunem” i tzw. Power Fistem. Łapa poza tym że po prostu nadaje się do tłuczenia i łapania, działa podobnie jak młoty pneumatyczne – w momencie uderzenia miniaturowa eksplozja wewnątrz powoduje przekazanie dużo większej siły niż to by wynikało z samej masy i prędkości „pięści”.

 

Wersja zbliżona do poprzedniej, z tą różnicą że zamiast miniguna ma działo plazmowe. W świecie 40k to  urządzenie strzela kulą plazmy rozgrzanej do temperatury setek tysięcy stopni, która po trafieniu w cokolwiek wybucha ze znaczną siłą. W grze trzeba za to położyć na „planszy” przezroczysty znacznik eksplozji, rzucić kością, zakląć szpetnie i zapytać się dlaczego broń znowu się przegrzała i wybuchła drednotowi w twarz.

 

Na wypadek gdyby Korpus Artylerii zastrajkował.

 

Podwójny laser (wszystko w wh40k jest podwójne) i wyrzutnia rakiet. Dziwny to świat w którym przerośnięte latarki przebijają się przez najtwardsze pancerze i mają zasięg taki, że aż miarki brakuje, ale tak po prostu jest i tyle. Jeśli jest gdzieś czołg który wciąż jeździ mimo oberwania wszystkim czym w tej walce dało się oberwać, drednot typu „Hellfire” sobie z tym poradzi. Oczywiście to również znaczy że taki drednot jest pierwszym celem dla tego czołgu (i wszystkiego innego), a sam z siebie jest kruchy jak krakersik.

 

Strzrelanie jest przereklamowane. W MORDĘ MU! Do kompletu dołączone dwa miotacze ognia, gdyby ork czy inny kultysta się za bardzo miotał i wymagał wstępnej pacyfikacji.

 

Wszystkie moduły uzbrojenia i moduły dodatkowe które można zamontować na drednocie – a przynajmniej wszystkie które zbudowałem bo w grze jest ich jezscze więcej. Co ciekawe granaty dymne są za dopłatą, podobnie jak szperacz. Nie ma nic darmo. Swoją drogą ciekawe czy dowódcy Marines ze świata wh40k muszą tłumaczyć czasem szeregowym że niestety nie mogą wziąć ich na akcję bo jest ciemno i trzeba drednotowi zamontować lampę, przez co przekraczają budżet…

 

Cała historia Jeracowych drednotów. Sądząc po tym że przyrost jest najwyraźniej potęgowy, to następna odmiana powstanie gdzieś koło 2040 roku albo coś koło tego. I będzie się różniła od poprzedniej o jeszcze mniej niż do tej pory.