Nakajima J1N1 Gekko
Miałem już nie budować samolotów, ale nałóg okazał się silniejszy. Tym razem zbudowałem japoński myśliwiec znany mi z gry Battlestations: Pacific. Było w niej wiele fajnych maszyn i jedna zupełnie nieudana. To własnie ta.
Nori, Recenzje 0 2014, 70810 MetalBeard's Sea Cow, benny, chora Kicia Rożek, Emmet, film, Kicia Rożek, LEGO, LEGO Przygoda, Mini MetalBeard, nowości, Opowieści ze wzburzonych mórz, Pirates of the Caribbean, Queasy Kitty, recenzja, Stalowobrody, The Lego Movie, vitruvius, Witruwiusz, Wyldstyle, zdjęcie, zestaw, Żyleta
Jako że lubuję się w Pirackich klimatach, na zestaw 70810 MetalBeard’s Sea Cow już od pierwszych zapowiedzi ciekła mi ślinka. A gdy jeszcze motywy Pirackie zostaną podlane Steampunkowym sosem i naprawdę momentami dziwacznymi pomysłami, okazuje się, że otrzymujemy naprawdę nieprzeciętny zestaw.
Recenzja zestawu pierwotnie ukazywała się w odcinkach – nazwanych wyprawami – na blogu 8studs, a także spiętym z nim facebookiem (serdecznie zachęcam i zapraszam do „polubienia”! 😉 ), na niniejsze forum trafia już jako jedna całość, choć podział na wyprawy został zachowany.
Seria: The LEGO Movie
Rok premiery: 2014 (luty)
Liczba elementów: 2741
Figurki: 6: Benny, Emmet, Vitruvius, Wyldstyle, Queasy Kitty, Mini MetalBeard
Wymiary pudełka: (w przybliżeniu) 58 x 47.5 x 12 cm
Cena: $249.99, ?169.99, 249,99 €, 999,99 zł
Opowieści ze wzburzonych mórz czyli 70810 MetalBeard’s Sea Cow wyprawa pierwsza
TLG wpadło na pomysł o tyle prosty co genialny. Licencja na własne produkty? Film w którym główną rolę grają minifigurki oraz zestawy LEGO, które to, po wyjściu z kina, możemy nabyć w sklepie z zabawkami? Może nieco błędne koło, ale sprawdza się, zestawy podobno sprzedają się jak świeże bułeczki, a sam film okazał się wielkim hitem.
Jak to u TLG często bywa, w ich ofercie czasem można znaleźć też coś całkiem specjalnego. Zestawy takie potocznie noszą miano ekskluzywnych i zazwyczaj charakteryzują się sporymi rozmiarami nader ciekawymi konstrukcjami. W przypadku The LEGO Movie pierwszym takim wypuszczonym na rynek zestawem okazał się oryginalny statek Stalowobrodego, uzupełniony o takie dodatki jak choćby… piętrowa kanapa. Zarówno kanapa jak i statek odegrały swoje pięć minut na kinowym ekranie i o ile kanapa nie porywa, to statek od pierwszych zapowiedzi zdobył moje serce.
Zestaw, jak na ekskluzywa przystało, niestety swoje kosztuje. Jednak do dyskusji o cenie nadejdzie czas w podsumowaniu, teraz warto się przyjrzeć, co też dostajemy za tę niemałą kwotę.
Szata graficzna zachwyca – świetne zdjęcie statku w całej okazałości idealnie wypełnia przednią ściankę pudełka, klockowe morze, ciemne nastrojowe tło, zarys księżyca tylko potęgują dobre wrażenia. Samo logo serii mogłoby być nieco mniejsze, ale jakoś strasznie nie przeszkadza. Dwa narożniku upiększono motywami taśmy filmowej, w dolnym prawym znalazło się dodatkowo miejsce na wyszczególnienie figurek które znajdziemy w pudełku – jak na tak duży zestaw, nie ma ich niestety tutaj zbyt dużo…
Z tyłu pudełka główne zdjęcie prezentuje statek z nieco innej perspektywy. Dodatkowe zdjęcia prezentujące funkcjonalność modelu zostały ułożone w formie przypominającej kolejne kadry kliszy filmowej, trzeba przyznać, efekt jest naprawdę znakomity!
Dodatkowo zamieszczono także małe zdjęcie ukazujące budowę modułową statku, a przy okazji zaznaczono tu wymiary głównego modelu: 61 na 58 cm to nie w kij dmuchał!
Boczne ścianki to standardowe informacje (jakby ktoś pytał: są Chiny…) oraz dodatkowe zdjęcia, w tym ponownie wyszczególnienie figurek w skali 1 : 1 – zmieściły się bez problemu, wszak pudełko ma aż 12 cm grubości!
Mimo sporych rozmiarów, pudełko zostało całkiem dobrze wypełnione, wolnej przestrzeni w środku wcale zbyt dużo nie występuje.
Czas wysypać zawartość!
Opowieści ze wzburzonych mórz czyli 70810 MetalBeard’s Sea Cow wyprawa druga
W wielkim pudle znajdziemy… woreczki. Całą chmarę woreczków! Większość została ponumerowana. Dla kronikarskiego porządku pozwolę sobie wypunktować:
nr.: 1 – 1 sztuka
nr.: 2 – 2 sztuki
nr.: 3 – 2 sztuki
nr.: 4 – 1 sztuka
nr.: 5 – 2 sztuki
nr.: 6 – 2 sztuki
nr.: 7 – 3 sztuki
nr.: 8 – 2 sztuki
nr.: 9 – 2 sztuki
I dodatkowo jeden woreczek pozbawiony jakiegokolwiek numerku. W sumie więc znajdziemy tutaj aż 18 woreczków z elementami!
O czym to świadczy? Biorąc pod uwagę, że niektóre woreczki zawierają ledwie dwie garści klocków, a po wysypaniu elementów otrzymujemy sporych rozmiarów stertę zupełnie niepotrzebnej szeleszczącej folii – szkoda, że akurat pod tym aspektem TLG nie myśli o ochronie środowiska… Zresztą wcześniej rozwodziłem się, że pudełko jest wypełnione całkiem dokładnie, a wolnego miejsca nie ma wcale dużo. A tu okazuje się, że to bzdura! Przesypałem elementy do mniejszych woreczków strunowych, zachowując podział wg numeracji, i takie moje pakunki włożyłem do pudełka. Wypełniło się zaledwie do połowy! Ech, mrzonki o ekologii… (abstrahując od tematu, że oczywiście trochę luzu musi zawsze zostać – takie wymagania są podczas pakowania oraz transportu…)
Wróćmy jednak do statku. Oprócz tych 18 woreczków znajdziemy tutaj jeszcze parę klocków luzem (składowe kadłuba), mały arkusz naklejek oraz instrukcję. Instrukcję i naklejki zostały spakowane do osobnego woreczka i dodatkowo usztywnione tekturką – to akurat bardzo dobry pomysł, taka metoda pakowania idealnie zabezpiecza papier przed uszkodzeniem. Instrukcja zresztą w tym zestawie robi ogromne wrażenie, ale więcej na ten temat już podczas kolejnej wyprawy…
Opowieści ze wzburzonych mórz czyli 70810 MetalBeard’s Sea Cow wyprawa trzecia
Instrukcja. Zauważcie, że zastosowałem tu liczbę pojedynczą! Ogromny zestaw składający się z prawie trzech tysięcy elementów posiada plany składania zebrane tylko w jednej instrukcji! Rzecz doprawdy rzadko spotykana, a moim zdaniem powinna być taka praktyka stosowana o wiele częściej. Ale ja po prostu nie lubię dzielenia, wolę stokroć bardziej jedną porządną księgę, niż wiele cienkich broszurek, do tego jeszcze np.: różniących się papierem (a przez to jakością druku) na okładce.
Ale to taki mój fetyszyzm, co jednak w przypadku niniejszego zestawu przekłada się na kolejny plusik.
Instrukcja ma format zbliżony do A4 (dokładnie to 276×209 mm) i w sumie liczy aż 292 strony (razem z okładką)! Taka liczba storn przekłada się na grubość księgi, która to wynosi prawie centymetr! Aż przyjemnie wziąć ją do rąk!
Nie obyło się niestety bez technicznej wpadki: ktoś najwidoczniej zapomniał, że to spory grubas i zupełnie zignorował odpowiednią oprawę graficzną grzbietu – obecnie tutaj widać po prostu połączenie przedniej i tylnej okładki – rzecz mało estetyczna i niedopuszczalna w profesjonalnych publikacjach…
Co do zawartości: to jest ona standardowa i niestety bez żadnych wodotrysków: szkoda, że w serii The LEGO Movie nie zastosowano jakiegoś bardziej klimatycznego tła niż standardowe niebieskie z żółtymi obwódkami. Instrukcja rozpoczyna się od ukazania co też z elementów pochodzących z danych woreczków możemy zbudować:
Kolejna strona wyjaśnia jak używać pomarańczowego ustrojstwa pomocnego w rozkładaniu budowli oraz zachęca do kolejnego otwierania poszczególnych woreczków z elementami.
Plany budowy! Jest tego trochę! Na tę chwilę nie powiem Wam, jak sama instrukcja się sprawdza, dopiero zabieram się za składanie, jak coś mi się rzuci w oczy, nie omieszkam o tym w kolejnych wyprawach wspomnieć.
Klocków sporo, do tego różnorodnych, więc absolutnie nie powinien dziwić indeks elementów zajmujący aż cztery strony!
Księga kończy się trzema reklamami, w tym dwoma nawiązującymi do linii The LEGO Movie oraz jedną z moim „ulubionym” wrzeszczącym bachorem.
Na małym arkuszu naklejek znajdziemy sporo okiennych kratek, dwie mapy, dwa rysunki techniczne potocznie zwane blueprinty (!) oraz obraz i trochę ozdobników, w tym nazwę okrętu. Chyba skusze się i je przykleję.
Pudło, jego zawartość i instrukcja za nami, czas więc przejść do najważniejszej atrakcji, czyli budowania!
Opowieści ze wzburzonych mórz czyli 70810 MetalBeard’s Sea Cow wyprawa czwarta
W zestawie znajdziemy sporo najróżniejszych klocków, warto więc przyjrzeć się, co ciekawszym elementom.
Jako że to statek, oczywiście nie mogło zabraknąć składowych kadłuba,
masztów i takielunku,
oraz kotwic, koła sterowego i innych dziwolągów, bez których prawdziwy statek nie może się obejść.
Żaden porządny okręt nie może obejść się bez armat!. Najlepiej strzelających i w przyzwoitej liczbie: tutaj otrzymujemy ich aż sześć!
Dotychczasowi rekordziści w postaci 6285 Black Seas Barracuda, 6286 Skull’s Eye Schooner i 10210 Imperial Flagship posiadali po cztery armaty, oj, mogliby mieć spore problemy w spotkaniu z Morska Krową!
Jednak, już chyba wiecie, Morska Krowa nie jest zwykłym statkiem, stąd też znajdziemy tutaj takie elementy jak ogromne śmigła, rury wydechowe oraz wielkie… felgi!
Technicowców zapewne zainteresują takie oto patyczki, czyli Axle Pin 3L with Friction Ridges Lengthwise. Jest to tegoroczna nowość, na chwilę obecną, dostępne są w zaledwie paru zestawach. W statku znajdziemy ich cztery sztuki.
Wśród drobnicy znajdziemy sporo broni, bicze Indiany Jonesa, złoty łom oraz złote krany (!), czarne skrzydła, sekstant, hak, flaszki, globus i inne…
Globus i rafandynka debiutowały w 2011 roku przy okazji licencyjnej serii Pirates of the Caribbean, dotychczas globus pojawił się w dwóch zestawach (4191 The Captain’s Cabin i 10224 Town Hall) a rafandynka w czterech (Haunted House, Thanksgiving Feast, The Captain’s Cabin i Classic Pirate Set).
Bardzo przyjemnym uzupełnieniem jest mała gromada zwierzaków: papuga idealnie pasuje do pirackich klimatów, szczur dobrze się tu zadomowił, tak więc okrętowi najwidoczniej nie grozi zatonięcia, a krowa… Krowa?
Krowa pełni tutaj rolę galionu, ot, pomysł wielce oryginalny i idealnie odzwierciedlając nazwę jednostki.
Sama krowa to całkiem spory unikat, dotychczas w kolorze brązowym pojawiła się tylko w jednym zestawie (10193 Medieval Market Village), dodatkowo łaciatą można było spotkać na farmie (zestaw 7637 Farm).
Furorę ostatnio robią nowe małe przeguby kulowe, całkiem ciekawie także wygląda okrągły plate 2×2 z dziurką pośrodku. Natomiast prywatnie nie lubię zupełnie zbędnych elementów w postaci choćby bricka 1×1 i wysokości 3: spokojnie przecież można złożyć cztery bricki 1x1x1!
Czas przystąpić do składania, ale jeszcze wcześniej: rzut oka na figurki!
Opowieści ze wzburzonych mórz czyli 70810 MetalBeard’s Sea Cow wyprawa piąta
W zestawie znajdziemy w sumie 6 figurek, w tym 4 minifigurki i dwie figurki składane z klocków. Biorąc pod uwagę wielkość zestawu, nie jest to wiele i szczerze mówiąc, miałem nadzieję na liczniejszą załogę… (Batman? Gdzie jest Batman?*)
Dwie pierwsze minifigurki to główni bohaterowie całej opowieści, otrzymujemy więc postać Neo zwaną tym razem:
Emmet
(czyli w filmie: Chris Pratt/Piotr Bajtlik)
Strój budowlańca, ulizana fryzurka z małym kogutem, główka z jednej strony radosna, z drugiej przerażona. Na spodenkach widać plakietkę z imieniem, tak więc te nóżki już na zawsze zostały przypisane tej postaci. Emmet do pleców ma przyczepiony klocek oporu, czyli dziwną czerwoną cegiełkę z dodatkowym otworem z boku. (mały spojler (zaznacz by przeczytać): jak zakrętka z dziurką ma skutecznie zamknąć tubę z klejem?).
Wyldstyle – Żyleta – Lucy
(czyli w filmie: Elizabeth Banks/Ewa Andruszkiewicz-Guzińska)
Śliczna fryzurka, bardzo ładna podwójna buźka, rewelacyjny strój z przepięknymi ozdobnikami. Całość uzupełnia odpowiednio dobrany kaptur. Śliczna i naprawdę urokliwa figurka (wersję z Dzikiego Zachodu znajdziecie w najnowszej serii Kolekcjonerskich Minifigurek)!
Benny – Benek
(czyli w filmie: Charlie Day/Maciej Kowalik)
W niniejszym zestawie Benny pojawia się po raz pierwszy, choć nie będzie to jego jedyny występ, wszak trudno, by był nieobecny w zestawie 70816 o wszystko mówiącej nazwie „Benny’s Spaceship, Spaceship, SPACESHIP!”
Benny jest klasyczną figurką kosmonauty pochodzącą z… no właśnie, z tym jest trochę zamieszania. W filmie zostało podane, że pochodzi z lat 80′, co jak najbardziej jest prawdą, niestety takie książeczki jak Życie jest czadowe Przewodnik po filmie z wydawnictwa Ameet podają, że pochodzi z 1979 roku, co jest po prostu totalną bzdurą.
Opierając się na Collector’s Guide (2 Edition) oraz LEGO Minifigure Year by Year warto nieco to usystematyzować.
Minifigurki w takiej formie jaką obecnie dobrze znamy, czyli z ruchomymi nóżkami i rączkami, pojawiły się w 1978 roku. Wtedy to na rynku zadebiutowały z nimi zestawy Town, Castle oraz Space. W tamtym roku pojawiło się dwóch kosmonautów, wyglądali prawie identycznie, różnili się jedynie kolorem: i tak otrzymaliśmy wtedy kosmonautę białego oraz czerwonego. Wkrótce dołączył do nich gostek w żółtym uniformie (1979), natomiast dopiero w roku 1984 grono to rozszerzyło się o czarnego oraz niebieskiego kosmonautę.
Tak więc nasz Benny narodził się najwcześniej w 1984 roku, choć oczywiście może pochodzić z jakiegoś zestawu wydanego w latach późniejszych. Zresztą wiek dobrze na nim widać: logo serii Space swoje już przeżyło, tak samo hełm na którym widać pęknięcie. Hełm w przypadku Bennyego to prawdziwy majstersztyk, i miłe mrugnięcie okiem do starszych miłośników LEGO, którzy dobrze pamiętają, właśnie jak te hełmy lubiły pękać. Zdradzę Wam tajemnicę: pęknięty hełm który nosi Benny tak naprawdę nie jest pęknięty, a jest to jedynie odpowiednio wymodelowany element.
Warto też zwrócić uwagę na buźkę, dwustronna główka po jednej stronie została ozdobiona szerokim uśmiechem, druga strona to także nawiązanie do klasyki i to dość dokładne: oczka są w pełni czarne, nie pojawiają się tu małe białe kropeczki jak w nowszych główkach – ot mały szczegół, ale potrafi cieszyć!
Poniżej Benny w otoczeniu klasycznych kosmonautów, niestety, zdjęcie to jest nieco oszukane i znajdują się na nim figurki pochodzące z serii Vintage Minifigure Collection które niby miały nawiązywać do klasycznych postaci, ale niestety nie są idealnym odwzorowaniem i pomijając niezbyt dobą ich Chińską jakość różnią się choćby… hełmami (nie pogubiliście się?)!
Hełmy z tamtego okresu to zresztą dość ciekawy i pogmatwany temat, jak macie ochotę bardziej go zagłębić, polecam artykuł Space Helmets na Quest For Bricks.
Vitruvius – Witruwiusz
(czyli w filmie: Morgan Freeman/Miłogost Reczek)
Marcus Vitruvius Pollio był twórcą człowieka witruwiańskiego, czyli wizerunku nagiego mężczyzny wpisanego w okrąg i kwadrat, a także traktatu „O architekturze ksiąg dziesięć” w której zawarto podstawowe składowe Architektury, czyli Piękno, Celowość oraz Trwałość. Patrząc na postać Witruwiusza z filmu The LEGO Movie, nie trudno pokusić się o stwierdzenie, że bez wątpienia Marcus Vitruvius Pollio był jego pierwowzorem. Oprócz tego, mimo że jest ślepy, może spoglądać w przyszłość, kleci rymowane przepowiednie, jest przywódca Architektów i podobno dobrze brzdąka na pianinie. A do tego mówi głosem Morgana Freemana, czego niestety w naszym kraju w kinach nie uświadczymy…
Kolorowy strój jak u Hippisa, zawiązana na węzeł broda, spięte długie włosy przyozdobione opaską. Dwustronna buźka pasuje do postaci, podobnie jak biała laska przyozdobiona kryształem prosto ze wspaniałej serii Monster Fighters. Niestety nie można tego samego powiedzieć o płaszczu, owszem, wygląda rewelacyjnie gdy się mieni, ale płaszcz który aż tak rzuca się w oczy dla ukrywającej się postaci? A co tam, najważniejsze że wygląda efektownie! Postać Witruwiusza pojawiła się także w zestawie 70809 Lord Business’ Evil Lair.
* w 70815 Super Secret Police Dropship
Opowieści ze wzburzonych mórz czyli 70810 MetalBeard’s Sea Cow wyprawa szósta
Queasy Kitty – Kicia Rożek
(czyli w filmie: Alison Brie/Marta Dobecka)
Kicia Rożek uosabia to co w internecie najlepsze, czyli słodkie kotki i wesołe jednorożce. Nasza bohaterka ma wiele twarzy, potrafi być wesoła (zazwyczaj), elokwentna (w krawacie i w okularkach), także… (ciii… to jej sekret, dowiecie się z filmu!), nie obce jej też choroby, jak choćby choroba morska…
Biedna Kicia Rożek, całkowicie zieleniała, i to w paru dziwacznych odcieniach…
Kicię Rożek znajdziecie w paru zestawach z serii The LEGO Movie, w każdym prezentuje się nieco inaczej, wersja „chora” występuje tylko w przypadku statku.
Mini MetalBeard – Stalowobrody
(czyli w filmie: Nick Offerman/Adam Bauman)
Stalowobrody to moja ulubiona postać z filmu, wszak to Pirat, do tego wielce oryginalny. Gdy zapowiedziano Latającą Krowę, byłem niezmiernie ciekaw, jak zostanie rozwiązana w tym zestawie sprawa jego figurki. Wszak postać ta pojawiła się już w 70807 MetalBeard’s Duel i tam absorbowała całkiem pokaźną liczbę elementów. Powtórka więc raczej nie wchodziła w rachubę. Projektanci wybrnęli z tego całkiem sprytnie i ukazali nam… wersję pomniejszoną. Mały rekin, mniejszy miecz, koło sterowe, armaty (czemu czarne???), kotwica, tylko skrzynia (tym razem pusta!) i głowa pozostały w „normalnej skali”. Mini Stalowobrody prezentuje się nader ciekawie i bez wątpienia się udał, choć nie ma co się oszukiwać – do większego „brata” oczywiście się nie umywa, ale za to można go bezproblemowo zapakować do kieszeni i zabrać na wyprawę do pracy czy szkoły!
Opowieści ze wzburzonych mórz czyli 70810 MetalBeard’s Sea Cow wyprawa siódma
Budujemy!
Ale jeszcze nie statek. Jak w przypadku większości zestawów, główny model powstaje na samym końcu. Wcześniej czas na przystawki!
Piętrowa kanapa, czyli dwie kanapy: jedna nad drugą. Pomysł karkołomny i niezbyt sensowny, wszak majdające nogi osób zajmujących wyższy poziom będą skutecznie przeszkadzać osobom siedzącym niżej. Hm… Wytłumaczenie niby i sensowne, ale piętrowa kanapa jest przeznaczona dla Minifigurek, a te, jak dobrze wiemy, nie posiadają kolan, tak więc siłą rzeczy, żadnych majdających nóg tutaj nie będzie…
Kanapa ani pod względem konstrukcyjnym ani wizualnym mnie nie porwała, może gdyby była nieco „cięższa”, przypominała rzeczywiście dwie porządne kanapy, prezentowała by się bardziej „dostojnie”, a tak, to wygląda trochę nijak. I te study rozmieszczone niesymetrycznie, po co tak? Na kanapie mieszczą się oczywiście bez problemu minifigurki, jednak pod warunkiem, że nie mają niczego na plecach. Benek wiec ze swoją butlą normalnie nie usiądzie, Emmet także musi kombinować z klockiem oporu, Żyleta trochę ryzykuje, że siedząc w ten sposób uszkodzi swój piękny różowy kapturek…
Stalowobrody w ogóle na kanapę nie wejdzie, ale akurat on nie ma co na niej szukać, wszak ma swój wypasiony statek!
Dwie kostki, czyli przedstawiciele ciemnej strony, budzą u mnie bardzo ambiwalentne odczucia. W tym modelu spokojnie mogłoby ich nie być, choć należy przyznać, że jak na niby proste sześciany, buduje się je bardzo przyjemnie oraz są nawet dość bawialne! Mniejsza kostka dzięki prymitywnemu mechanizmowi wyrzuca zwiniętą siatkę (działa to tak sobie, trochę tu mało miejsca i na siatkę i na odpowiedni „wyrzut”), większa kostka posiada otwierane boki, dzięki czemu otrzymujemy całkiem fajne „skrzydełka” z podwieszonymi pociskami. Dodatkowo wyposażona jest w ukryty radar. Plus także za ramiona, a dokładnie za ich zakończenie – wyglądają naprawdę groźnie!
No cóż, przystawki nie porywają, jednak jakby nie było, są tylko przystawkami, teraz wreszcie czas na główne danie!
Opowieści ze wzburzonych mórz czyli 70810 MetalBeard’s Sea Cow wyprawa ósma
Budowę statku rozpoczynamy oczywiście od kadłuba. O dziwo, początek zupełnie nie wskazuje, że docelowo powstanie z tego wielki okręt – zobaczcie zresztą sami, jaka to maciupka, jak twierdzi sam Stalowobrody, łupinka:
Armaty, wyciory, skrzynia z amunicją, beczka, czyli normalne wyposażenie każdego pirackiego okrętu. W niniejszym okręcie warto podkreślić, że armaty już od razu okupują obydwie burty!
Ster i śruba przypominająca śmigło. Śruba na żaglowcu? Przepięknie zdobiony ster? Już widać, że ten statek nie będzie zwykłą jednostką pływającą!
Konstrukcja szybko rośnie, pojawia się coraz więcej ozdobników i ciekawych kształtów. Dwie kotwice, po jednej na każdą burtę, połączono łańcuchami z pionowym pałąkiem – dzięki temu otrzymujemy prosty i funkcjonalny mechanizm ich opuszczania i podnoszenia.
Kolejne elementy przypominają nieco wykończenie drakkarów, przynajmniej pierwsza, ozdobiona „tarczami”, para.
Łupinka prezentuje się już całkiem zgrabnie!
Zaczyna powstawać tylna nadbudówka, czyli kasztel rufowy, znajdziemy tu beczkę z bronią, sporo ozdobników, tajemnicze złote krany,
a także żyrandol!
Kasztel musi prezentować się godnie, tak więc nie można żałować złotych ozdobników czy flag. Okna to wymieszanie krat z szybkami przyozdobionymi naklejkami mającymi te kraty przypominać. Prezentuje się to trochę kiczowato…
Jeszcze potrójne lampy, łańcuchy, czarne skrzydełka oraz śmigła: jedno małe, drugie całkiem sporych rozmiarów! Pierwszy moduł nadbudówki jest już gotowy!
Czas przystąpić do składania niezwykle bogatej w wyposażenie kabiny.
Opowieści ze wzburzonych mórz czyli 70810 MetalBeard’s Sea Cow wyprawa dziewiąta
Budowę kabiny rozpoczynamy jako osobny moduł.
Znajdą się w niej takie obowiązkowe elementy jak mapy, nie zabraknie także miejsca na obraz dziadka (?), oraz plany techniczne, czyli blueprinty! Wszystkie wymienione tutaj elementy są niestety naklejkami, szkoda, że nie załączono w tym przypadku chociaż klasycznych, drukowanych map.
Jako naklejki występują też dodatkowe ozdobniki z motywami kół zębatych, a także sama nazwa statku umiejscowiona pod tylnymi oknami kabiny.
W środku znalazło się miejsce dla naprawdę sporej liczby najróżniejszego wyposażenia, oprócz wspomnianych map i blueprintów, znajdziemy tutaj sekstans, globus, rafandynkę, jakieś dziwne ustrojstwa, a także skrzynię pełną skarbów! Co ciekawe, ani w skrzyni, ani w ogóle na całym statku nie uświadczymy ani jednej złotej monety! W seriach takich jak Pirates, Pirates II, a także Pirates of the Caribbean monety zawsze były obowiązkowym elementem, szkoda, że tutaj ich poskąpiono!
Ściany kabiny od zewnątrz prezentują się wprost rewelacyjnie: wiele „nierówności”, szczegółów w stylu pistoletów nad drzwiami, czy biczów Indiany Jonesa, złotych wstawek, wszystko to prezentuje się bardzo ładnie. Jak dla mnie dobre wrażenie nieco umniejszają szybki z naklejkami imitującymi kratki, po prostu nie pasują mi do wymuskanej reszty.
Gotowy moduł kabiny przyczepiamy do reszty statku. Tu uwaga: mimo że kabina powstawała jako osobny moduł, to po skończeniu budowy całego statku nie będzie zdejmowalna! Na szczęście kolejny moduł, czyli „kanapę przy kole sterowym” będzie już można łatwo odczepiać, dzięki czemu nie będzie problemów, by zajrzeć do środka kabiny.
Opowieści ze wzburzonych mórz czyli 70810 MetalBeard’s Sea Cow wyprawa dziesiąta
Jako dzieło kończące konstrukcję kasztelu rufowego powstaje dziwny układ przypominający z jednej strony kanapę, a z drugiej coś na kształt tarasu widokowego, nawet znalazła się tutaj luneta! O ile luneta czy wykorzystanie biczy Indiany Jonesa prezentuje się całkiem przyzwoicie, to całość tej konstrukcji uważam za słabą, a na pewno niewspółgrającą ze wcześniejszymi wymuskanymi składowymi okrętu. Coś tu niestety zabrakło, jednak na szczęście, gdy element ten przyczepimy do statku, nieco zlewa się z całością i złe wrażenie momentalnie pryska. Dobrze natomiast prezentuje się tutaj maszt, który wieńczy układ dwóch złotych proporców i ciekawie złożone plastikowe białe żagle.
Warto od razu podkreślić, że w przypadku Latającej Krowy nie uświadczymy ani jednego żagla materiałowego, zamiast nich otrzymujemy konstrukcje wykorzystujące trzy rodzaje (każdy rodzaj w wersji prawej i lewej) Technicowych białych owiewek, dodatkowo identyfikowanych przez wyraźnie na nich wytłoczone numery elementów. W całym zestawie otrzymujemy kolejno następujące elementy tego typu:
– #1 Small Smooth Short, Side A (3 sztuki)
– #2 Small Smooth Short, Side B (2 sztuki)
– #13 Large Short Smooth, Side A (3 sztuki)
– #14 Large Short Smooth, Side B (2 sztuki)
– #17 Large Smooth, Side A (11 sztuk)
– #18 Large Smooth, Side B (10 sztuk)
Pomysł wydawał mi się cokolwiek karkołomny, spójrzcie tylko na te klocki: owszem, do Technicowych konstrukcji pasują perfekcyjnie, ale jako żagle?
Okazuje się, że sprawdzają się wprost wyśmienicie! No i nic nie będzie się strzępić! 😉
Kolejnym modułem jest „stanowisko strzelnicze” wyglądające nieco może za bardzo futurystycznie, ale jednak pasujące do całości okrętu. Niestety po połączeniu ze statkiem działka poruszają się tylko góra/dół, nie ma możliwości obracania ich w poziomej płaszczyźnie…
Bardzo ciekawie prezentuje się bukszpryt z żaglem przypominającym płetwę rekina oraz z galionem, czyli zgodnie z nazwą okrętu: krową ze skrzydłami.
Wkradł się tu jednak mały niesmak konstrukcyjny: bukszpryt jest wzmocniony w tylnej części Technicowym patyczkiem, czyli Axlem, w tym przypadku o długości 5. Długość niefortunnie tutaj wybrana, gdyż patyczek niestety trochę wystaje, przez co nie można do końca wpiąć zaślepki: pozostaje szczelina, na szczęście dość mała i nie rzuca się jakoś bardzo w oczy.
Łączymy wszystko w całość i trzeba to przyznać: okręt prezentuje się już przepięknie!
A to jeszcze nie koniec!
Opowieści ze wzburzonych mórz czyli 70810 MetalBeard’s Sea Cow wyprawa jedenasta
Ukryte skarby, szczurek, wielkie „felgi” ze śmigłami, palenisko, skrzynia z narzędziami, monumentalny komin i wysoki, naprawę wysoki maszt przyozdobiony żaglami. A wszystko to wieńczy bocianie gniazdo i stylowy proporzec wykorzystujący złoty sai. W tym module aż czuć steampunkowy klimat!
Wreszcie statek jest gotowy! Zobaczcie sami, tu naprawdę jest co podziwiać, a mnogość detali i szczegółów wprost poraża!
Przy dużym Stalowobrodym z zestawu 70807 MetalBeard’s Duel statek prezentuje się bardzo dostojnie, choć jest dla niego ciut za mały,
stąd też widać rację bytu dla wersji Mini – tak pomniejszony Stalowy bez problemu mieści się choćby w swojej, niezbyt udanej, „kanapie”.
Nagromadzenie detalów i najróżniejszych upiększaczy powoduje, że na pokładzie nie znajdziemy zbyt dużo wolnej przestrzeni, mimo to nasza szczątkowa załoga bez problemu się tu pomieści.
Benek oczywiście musiał zawędrować jak najwyżej i okupuje bocianie gniazdo.
Okręt to prawdziwa uczta dla oczu, naprawdę, jest tu co podziwiać, a od nagromadzenia (powtarzam się?) detalów można dostać oczopląsu. Do tego wiele naprawdę ciekawych i unikalnych konstrukcyjnych patentów tylko potęguje niezwykłe wrażenia.
Wyraźnie widać, że projektantów mało co tu ograniczało. To nie jest zwykły statek piracki, który musi mieć jasno określone elementy, a na pewne wykraczające poza dopuszczalne normy rozwiązania nie wolno sobie pozwolić. Tu tego nie ma, śmigaj dusza, nich żyje wyobraźnia! Śmigła? Proszę bardzo, niech ich będzie ile wlezie! Kocioł parowy? Steampunk zawsze jest w cenie, czemu więc i tu go nie wsadzić! Oryginalne żagle? Żaden problem! Latająca krowa jako galion? Niech będzie, i to obowiązkowo ze złotymi rogami! I tak dalej, wymieniać można jeszcze długo…
Minusy? Oczywiście są. Mi prywatnie parę patentów nie przypadło do gustu, szczególnie wspominany już wygląd zwieńczenia kasztelu rufowego czyli swoista „kanapa”. Może się czepiam, ale ten element jest po prostu słaby i nie współgra z rewelacyjną resztą. Za minus można też potraktować niezbyt wygodny dostęp do kabiny Kapitana, szkoda że możemy do niej zajrzeć tylko po zdjęciu tej nieszczęsnej kanapy, naprawdę, tutaj przydałby się otwierany bok albo tył. Za minus można także potraktować brak obrotowego działka z przodu okrętu, fakt, od strony konstrukcyjnej wymagałoby to pewnych kombinacji, jednak za każdym razem gdy sięgałem ręką do działek, odruchowo chciałem je przekręcić, a tu niestety napotykałem opór.
Inne minusy to już szczegóły: mi zabrakło tutaj takich elementów jak choćby złote monety czy klasyczne pirackie mapy znane ze wcześniejszych serii. Nie przypadły mi do gustu okienka ze szybkami przyozdobionymi naklejkami udającymi kraty – nie rzuca się to może za bardzo w oczy, ale jest to jednak ewidentnie słaby element i niezbyt dobrze prezentuje się na tle dopracowanej reszty.
Tego może nie można potraktować jako minus, ale zastanawia mnie, jak okrętem steruje Stalowobrody, gdy z komina bucha dym? Zakończenie komina i ustawienie żagla powoduje, że gęste chmury skutecznie mogą zaciemnić Kapitanowi widok! Dodatkowo można by spekulować o zanurzeniu statku i wynikających z tego problemów w stylu: czy woda zaleje nisko osadzone działa, tym bardziej że pokryw ambrazur tu nie uświadczymy? Czy też będzie problem ze sterowaniem tą jednostką, z powodu niedostatecznego zanurzenia płetwy sterowej? Choć z drugiej strony, przecież statek ten pływa po klockowych morzach i oceanach… 😉
Najważniejsze plusy! W podpunktach i bez jakiegoś większego porządku:
– wiele, naprawdę wiele ciekawych elementów
– plastikowe żagle które o dziwo, świetnie się sprawdzają
– wielki komin
– sześć armat!
– fajnie zrealizowany kabestan
– klimat steampunku
– szczegóły, detale, wizualne dopieszczenie (oprócz kanapy i kratek-naklejek) całej konstrukcji
– piękna kabina kapitana (do której mógłby być łatwiejszy dostęp)
– fajne i klimatyczne działko (szkoda, że nieobrotowe)
– zwarta bryła okrętu
– niezłe bydle!
– super figurki, choć trochę ich tutaj mało…
– galion!
– przepiękna płetwa sterowa – autentycznie nawet ten detal wygląda perfekcyjnie!
– Mini Stalowobrody prezentuje się całkiem niezgorzej
– bardzo przyjemna budowa
– świetna gruba instrukcja
Bezsprzecznie plusy przewyższają minusy, ba! wręcz te wymienione przeze mnie wady naprawdę można potraktować jako marginalne.
Oczywiście pozostaje kwestia liczby elementów, co przekłada się na dwa fakty. Pierwszy to ciężar oraz mała poręczność modelu, dlatego też trudno nim „pływać” po dywanie, a najlepiej sprawdza się jako półkownik, jednak jak najbardziej pewne zasoby bawialności i tak posiada.
Drugi fakt jest najmniej przyjemny. Cena. Tysiąc złotych to kwota bardzo wysoka, i porównując statek choćby do takich modeli jak 71006 The Simpsons House (2523 części, 6 bardzo oryginalnych figurek, 899,99 zł), 10243 Parisian Restaurant (2469 części, 5 figurek, skuter, mnogość świetnych części i detali, 659,99 zł), 10237 The Tower of Orthanc (2359 części, 5 minifigurek + Great Eagle, Ent, monumentalna konstrukcja, 949,99 zł), naprawdę można mieć dylemat, co też wybrać, no chyba że portfel nie ma pretensji i pozwala na zakup wszystkiego. 😉
Ja wybrałem statek i nie żałuję. Nie jest to ósmy cud świata ale i tak okręt składa się bardzo przyjemnie, model wizualnie prezentuje się rewelacyjnie, zestaw jako całość sprawia autentycznie wiele radochy.
Polecam! Warto dla niego rozbić skarbonkę!
Opowieści ze wzburzonych mórz czyli
70810 MetalBeard’s Sea Cow
epilog
Wyprawy dobiegły końca, jednak o paru rzeczach wartałoby jeszcze, tak niezobowiązująco, wspomnieć. Ot, na ten przykład elementy zapasowe, czyli drobnica, która ma notoryczną skłonność do gubienia się. Zestaw spory, drobnicy tu dużo, tak więc i zapasowych klocuszków uzbierała się całkiem przyzwoita garstka:
A jak już jesteśmy przy elementach, to wcześniej zupełnie pominąłem takie oto patyczki, czyli Axle Pin 3L with Friction Ridges Lengthwise. Jest to tegoroczna nowość, na chwilę obecną, dostępne są w zaledwie paru zestawach. W statku znajdziemy ich cztery sztuki.
Między pierwszym masztem a steampunkowym kominem ukrył się wielce oryginalny kabestan formą przypominający jakiś silnik. Jednak co który znajomy oglądał statek, to miał zupełne inne skojarzenia, nie żeby świntuszyć, ale chyba projektanci mieli momentami tutaj naprawdę niezły ubaw!
Acha, żeby zobaczyć kabestan z tej perspektywy, trzeba zdjąć moduł komina, tak więc ten widok wcale nie jest prosty do wyczajenia. Przypadek? 😉
Mała kwestia techniczna: małe obiekty, ludziki, elementy fotografuję w namiocie bezcieniowym, niestety, statek już od początku straszył swoimi rozmiarami, trak więc namiot okazał się w przypadku tak wielkiej konstrukcji bezużyteczny. Jako że trzeba było coś poradzić, na szybko powstało takie oto stanowisko fotograficzne – z odpowiednim ustawieniem lamp było trochę zabawy i musiałem pstryknąć sporo zdjęć testowych, co też przełożyło się na opóźnienia w publikacji na blogu kolejnych wypraw. Efekt nie jest niestety w pełni zadowalający, jak widzicie, jest to amatorka totalna, a i mój aparat to wiekowy gruchot w stylu „Głupiego Jasia”, ale mam nadzieję, że fotki aż tak bardzo nie straszyły?
Chyba tyle. Jak sobie coś jeszcze przypomnę, to najwyżej będzie postepilog. 😉
Designer Video
[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=KNjz7Q2isQk]
crises Crises, MOC 0 LEGO, neo classic space
Dwaj kosmiczni naukowcy, w swych lśniących nowością pojazdach ruszają na misję badawczą. I mnie naszła ochota na zbudowanie czegoś w klimatach nowo-kosmicznych. W dwa dni, relaksacyjnie, powstały te oto dwa pojazdy.
Space vehicles by crises_crs, on Flickr
Nori, Recenzje 0 LEGO, Mech, Pirates, recenzja, Robot, Steampunk, The Lego Movie
Wydarzeniem 2014 roku w plastikowym świecie niewątpliwie będzie huczna premiera filmu The LEGO Movie o którym już jest głośno, a do tego wszędzie go pełno (także na niniejszym blogu). Nie ma się co dziwić, TLG potrafi zadbać o odpowiednią otoczkę, a doświadczenie zebrane przez lata na licencyjnych seriach powinno w takiej sytuacji zaprocentować, wszak takie wydarzenie medialne można potraktować jako stworzenie swoistej „marki w marce”, która to zależność będzie sama się napędzać. Film o klockach, do tego oczywiście odpowiednie zestawy, książki, breloczki, notesiki i na pewno na tym się nie skończy.
Do premiery filmu zostało jeszcze trochę czasu, natomiast zestawy już od dłuższej chwili dostępne są w sprzedaży. Zbierają różne opinie, od głosów zachwytu po niezadowolenie, jednak obiektywnie bezsprzecznie należy im przyznać jedno: obrazują w sobie samą kwintesencję klocków LEGO: czyli niezobowiązującą radość z budowy. Każdy zestaw to zadziwiający twór który pokazuje, że w przypadku tej zabawki najważniejsza jest nasza wyobraźnia i kreatywność, i tak naprawdę nic (no dobra, prawie nic) nas nie ogranicza!
Na obecną chwilę sam skusiłem się tylko na jeden zestaw, mój wybór padł na niezwykły twór powiązany z jedną z moich ulubionych serii: Pirates. Zapraszam do krótkiej recenzji:
The LEGO Movie
70807 MetalBeard’s Duel
Seria: The LEGO Movie
Rok premiery: 2014
Liczba elementów: 412
Figurki: 3: Skeletron, Robo SWAT, Frank the Foreman
Wymiary pudełka: (w przybliżeniu) 28 x 26 x 5.5 cm
Cena (S@H): $34.99, £29.99, 34,99 €, 149,99 zł
Jak w przypadku każdej serii, pudełka muszą być połączone wspólnym motywem graficznym. W przypadku The LEGO Movie otrzymujemy dwa skośne paski formą nawiązujące do taśmy filmowej, oczywiście nie mogło zabraknąć loga zarówno „LEGO” jak i samej serii. Pasek umieszczony w dolnym prawym rogu wykorzystano na prezentację figurek zawartych w zestawie. Trzeba przyznać, że całość prezentuje się nader dobrze, szata graficzna jest przyjemna dla oka i zachęca do sięgnięcia po pudełko ustawione na półce sklepowej.
Tylna ścianka pudełka to ponowne wykorzystanie motywu taśmy filmowej, tym razem jako poszczególne kadry ukazano funkcjonalność modelu – pomysł prosty, ale niezwykle udany – całość w połączeniu ze zdjęciem zestawu prezentuje się doskonale!
Na jednej ze ścianek znalazło się miejsce na ponowne wyszczególnienie zawartych w zestawie figurek, tym razem jednak w skali 1:1 i z podpisami – czyli imieniem i nazwiskiem lub pełnioną funkcją.
Pudełko wypada zdecydowanie na plus, serdecznie gratulacje dla grafików i fotografów, z marketingowego punktu widzenia wykonali oni doskonałą robotę, jednak nas interesuje chyba najbardziej zawartość, prawda?
A na nią składa się instrukcja, na szczęście pojedyncza – żadnego dzielenia – oraz aż trzy spore rozmiarowo woreczki z elementami. O wiele za duże w stosunku do zawartości, ale w sumie akurat w tym przypadku rozmiar nie ma żadnego znaczenia.
Instrukcja liczy 60 stron na których znajdziemy oczywiste składowe w postaci planów budowy, indeksu elementów i sporej liczby reklam, na szczęście całkiem przyjemnych dla oka (z wyjątkiem tej na ostatniej stronie, czyli z rozwydrzonym bachorem 😉 ). Tłem dla poszczególnych kroków budowy jest jednolity niebieski kolor, a całe strony zamknięto w żółtej ramce, czyli układ dobrze już znany, choć nieco się zdziwiłem, że nie pokuszono się w takiej serii o coś bardziej oryginalnego.
W zestawie zaległy się trzy ludziki, niestety nie otrzymamy tu żadnej z najbardziej charakterystycznych postaci z filmu – co jest jest zarówno minusem (dla zainteresowanych wybranymi zestawami), jak i plusem (dla chcących uzbierać całą serię, nie będzie tu syndromu znanego z licencjonowanych serii, czyli nadmiaru zazwyczaj mało przydatnych głównych bohaterów).
Robo SWAT to przede wszystkim przepięknie zadrukowany tors i nóżki – po podmianie główki spokojnie można go wykorzystać jako „zwykłego” glinę. Kask z nadrukiem odznaki (z minifigurkową główką!) i ciemną szybka świetnie komponuje się z całym uniformem.
Skeletron to kształt już dobrze znany jednak przy tej okazji otrzymujemy całkiem nowy kolor i ogromy kubeł absurdu – roboci szkielet przedstawiony w formie „normalnego” szkieletu? Pomysł tyleż absurdalny co genialny!!
Frank the Foreman to niby zwykły, niezwykle dopracowany ludzik: świetna buźka, bardzo ładne nadruki na torsie i nóżkach, czerwony kask… oraz zarośnięty tors i różowy podkoszulek spod którego widać wyraźnie umięśnioną klatkę piersiową. Różowy podkoszulek przykuł dodatkowo moją uwagę: przyjrzyjcie się pudełku i instrukcji – na tych paru ujęciach gdzie widać Franka, na każdym ma on koszulkę w kolorze białym! Skąd więc nagły róż? Pomyłka, czy…
Figurki wyjątkowo poprawiły mi nastrój – niby bez rewelacji, a jednak każda warta zainteresowania i w swoisty sposób rewelacyjna. Z dobrym nastrojem przystąpiłem do budowy.
Dawno tak dobrze się nie bawiłem!
Zdaję sobie sprawę, że sporo osób patrzy na zestaw pod kątem elementów i oczywiście ich przydatności we własnych konstrukcjach. Niniejszy zestaw raczej pod tym względem nie zawodzi, otrzymamy tu trochę premier, nagromadzenie kolorów (osobiście uważam, że z rozrostem palety odcieni TLG ostatnio nieco przesadza), oraz ciekawych akcesoriów i dwa zwierzaki. Wisienką na torcie jest klasyczna cegiełka 4×2 w kolorze czerwonym, dla mnie swoisty symbol LEGO, który właśnie z tego powodu zagościł w nagłówku 8studów.
Na pierwszy ogień idzie skrzynkowy robot, na pierwszy rzut oka nic ciekawego,
ale doczepianie kolejnych elementów
i składanie poszczególnych modułów
okazało się nad wyraz przyjemne, a sam efekt
sprawia bardzo dobre wrażenie.
Naprawdę dobre! Do robota mieści się ludzik, nogi mają całkiem spory zakres ruchu (choć mógłby być nieco większy), ramiona wyglądają dość groźnie i nadają robotowi charakteru.
Skrzynka jednak była tylko przystawką, przejdźmy do głównego dania!
Korpus wygląda cokolwiek groźnie i jeszcze ta głowa, głowa umieszczona w czymś, co rzeczywiście można nazwać stalową brodą! Ciekawe po co pod nią umieszczono skrzynię z wielką dziurką na klucz, tym bardziej, że zawartość skrzyni jest nieco niepokojąca – zamiast skarbów znajdziemy tam… kiełbasę i pozbawioną mięsa kość…
Powstają nogi, niezwykle oryginalne i stylowe,
jednak to nic w porównaniu do ramion! Przyczepiony rekin? Dwie umieszczone obok siebie żeliwne armaty z magazynkiem pocisków stworzonym z koła sterowego? Ja to kupuję!
Dodatkowe wykończenie, czyli naramienniki i maszt, a do tego komin (!) i wielki miecz (!!!).
Całość prezentuje się tak:
Zadziwiające pomysły, świetna konstrukcja, wysoka bawialność, genialne połączenie motywów Pirackich w formułę mecha, do tego zaprawienie tego szczyptą steampunku,
spowodowało, że ze wszech miar powstał model wprost genialny, niezwykły i sprawiający ogromną radochę zarówno podczas budowania jak i obcowania z tym tworem. Longer zwrócił mi jeszcze uwagę na podobieństwo do Dreadnoughta ze świata Warhammera – stwierdzenie może nieco na wyrost, ale coś w nim jest. Składam serdeczne gratulacje projektantowi, dawno tak świetnie się nie bawiłem przy nowym zestawie klocków LEGO, ponownie podkreślę: Piracki Mech to rewelacja i gorąco go polecam! Cały zestaw (od razu podziękowania dla Scrata, także za to, że chciało mu się go przytaszczyć na dworzec) uważam za niezwykle udany, tym bardziej, że Pirackiemu Mechowi towarzyszą także świetne ludzki i nieco toporny, ale całkiem ciekawy kanciasty robot.
Polecam. Bardzo, bardzo polecam!
Acha, wspominałem, że armaty strzelają? Idę potrenować celność i spróbować upolować szkielet!
Kronikarski obowiązek każe jeszcze pokazać elementy pozostałe po budowie, trzeba przyznać, uzbierało się ich trochę…
Jerac Jerac, Member, MOC 0 dune2, game, jerac, LEGO, trike, vehicle
Zbudowałem sobie taki oto pojazd. Ze stareńkiej gry, Dune II – dziadka współczesnego Starcrafta. Ma „kierowcę” i skreca się przednie koło, i w sumie tyle jeśli chodzi o „bajery”.
Mam nadzieję że wybaczycie, że wrzucam już dawno prezentowanego MOCa. Staruszka, bo zbudowałem go… w 2006 toku. Natrafiłem na niego przypadkiem dzisiaj jak szukałem czegoś, i stwierdziłem że warto by było do niego wrócić. I tak patrzę się na niego i patrzę i dochodzę do wniosku że to może być ta jedna jedyna stara rzecz której nie mam po co ruszać. Podoba mi się tak jak i wtedy i jedyne co bym zmienił to to żeby stał teraz na biurku, a nie dawno rozłożony i zapomniany…
rutek Member, MOC, Rutek 0 LEGO, marder
Feuerlöschpanzer Marder
Można powiedzieć, że to mój powrót do korzeni, czyli do budowania pojazdów pancernych z płytek lego.
Tak się złożyło, że zamówiłem trochę za dużo czerwonych klocków, zwłaszcza płytek i kafli, a po domu walało się trochę zbędnych silników. Nie mam zapału do handlu, a coś z tym trzeba było zrobić.
Ten moc to niezbyt dokładne i wierne odwzorowanie gąsienicowego pojazdu pożarniczego, oczywiście niemieckiego, bo kto jak nie Niemcy mógłby wpaść na taki pomysł.
Wóz miał z założenie jeździć i psikać wodą. Robi jedno i drugie, ale dość mizernie. Nie chciałem wydawać pieniędzy na pneumatykę, więc zastosowałem w nim niekoszerny system gaśniczy. Zresztą nie bardzo wyobrażam sobie sprawne napełnianie airtank’u wodą.
Jak na tę wielkość, mógłby być 100 razy lepiej odwzorowany, ale nie o to mi chodziło.
Niekoszerne rozwiązanie widać na zdjęciu. Pojazd na trawie nie chciał nawet ruszyć – 2 silniki PF to za mało, co było wiadome od początku (po podłodze jakoś zasuwa).
Wyrzucany strumień wody pulsuje – muszę znaleźć ścieżkę dźwiękową z francuską piosenką o miłości i sapaniem i nakręcić film 🙂
Member, Nori, Recenzje 0 2014, 71004 LEGO Minifigures, 71004 LEGO Minifigures The LEGO Movie Series, Collectable Minifigures, LEGO, Minifigures, minifigurki, recenzja, The Lego Movie, The LEGO Movie Series
71004 LEGO Minifigures The LEGO Movie Series
Seria: LEGO Collectable Minifigures (seria specjalna)
Kolor: granatowy
Premiera: Przełom 2013/2014 roku
Cena: Oficjalna 9.99 PLN
Ofensywę The LEGO Movie czas zacząć, co prawda na film przyjdzie nam jeszcze chwilkę poczekać, ale zestawy do niego nawiązujące już pojawiły się w sprzedaży, w tym specjalna seria Collectable Minifigures oznaczona jako, zaskoczenie, „The LEGO Movie„. Od razu należy zaznaczyć, że seria ta nosi miano właśnie specjalnej, i podobnie jak „Team GB”, nie posiada swojego numeru porządkowego!
Formę opakowania, czyli foliowe saszetki, chyba każdy już dobrze zna: gruba, nieprzezroczysta folia, ładny nadruk, niezła szata graficzna. Aktualnej serii towarzyszy gustowny kolor granatowy, w środku oczywiście jedna z 16 figurek do wylosowania, tudzież wymacania.
Instrukcja to lista wszystkich figurek wraz z polami do odznaczania tych już zdobytych. Po drugiej stronie kartki jednak nie znajdziemy planów składania (jak w przypadku większości wcześniejszych serii), a reklamę wiadomego tworu.
Poniżej spis minifigurek, numeracja według instrukcji, nazwy oficjalne, w nawiasach liczba danej figurki w jednej paczce 60 saszetek.
1 Calamity Drone (2)
2 President Business (6)
3 Hard Hat Emmet (6)
4 Wild West Wyldstyle (4)
5 Abraham Lincoln (4)
6 Mrs. Scratchen-Post (2)
7 Scribble-Face Bad Cop (6)
8 William Shakespeare (2)
9 Gail the Construction Worker (2)
10 Larry the Barista (4)
11 Velma Staplebot (2)
12 Taco Tuesday Man (4)
13 Where Are My Pants Guy (4)
14 Wiley Fusebot (4)
15 Panda Guy (6)
16 Marsha Queen of the Mermaids (2)
A Wy coś już upolowaliście? Ja na chwilę obecną dorwałem pięć figurek, moje wrażenia opiszę w kolejnych notkach.
Nori, Recenzje 0 40059 Santa’s Sleigh, LEGO, recenzja, Rudolf, Swięty Mikołaj, Winter Village
Święta się skończyły, zaczął się nowy rok. Śniegu za oknem wciąż brakuje, choć przymrozki nawet w dzień dają znać. W takim nieco burym klimacie proponuję mały powrót do przeszłości, czyli łyk jeszcze świątecznych klimatów w króciutkiej recenzji nieco dziwacznego polybagu.
Seasonal – Christmas
40059 Santa’s Sleigh
Seria: Seasonal\Christmas
Rok premiery: 2013
Liczba elementów: 77
Figurki: 2
Wymiary pudełka: (w przybliżeniu) 17 x 16.5 cm
Cena: $7.99, £6.99, 7,99 €, 32,99 zł
Opakowanie niczym nie zaskakuje, ot komplet stałych elementów jak żółty pasek, ostrzeżenia, loga itp… Samo zdjęcie zestawu przedstawia zawieszone w powietrzu sanie Mikołaja oraz także zawieszonego (!?) małego chłopca.
Zawartość to całkiem przyzwoita liczba elementów (choć niestety mniej niż 100) w bardzo ładnych, raczej klasycznych, kolorach.
O instrukcji raczej nie ma sensu zbyt bardzo się rozpisywać, ot jedna kartka, o całkiem sporym rozmiarze, oprócz planów budowy zawiera indeks elementów, natomiast nie uświadczymy tu żadnych reklam.
Zanim przejdziemy do składania, jak zwykle warto przyjrzeć się figurkom. Ostatnio miałem przyjemność recenzować parę świątecznych zestawów, za każdym razem przychodziło mi wychwalać ludziki w nich zawarte. Tu niestety trudno to zrobić. Mikołaj? Klasyczny. Tylko dlaczego, skoro w Minifigures mieliśmy Mikołaja, o takiego:
ze świetną czapką, torsem, brodą, buźką, tak więc czemu tutaj otrzymujemy stary, eksploatowany do znudzenia, wzór?
A dzieciak? No w porządku, tylko ten dobór: rybaczki, buźka i siwe włosy?! Dlaczego siwe włosy? Z jakiego to powodu?
Choć muszę przyznać, dzieciak ma jeden plus. Plus w sumie dla mnie: sam noszę okulary, a na głowie siwizna dość mocno mi się rozgościła, i choć nie przywykłem do noszenia rybaczek, to jak będę chciał zrobić „swojego” ludzika, to mam przynajmniej już gotową główkę. 😉
Budowę zaczynamy od renifera. To znaczy tego czegoś, co w domyśle ma przypominać renifera. I w sumie nie jest to takie złe, parę klocków, trochę wyobraźni i mamy co chcemy – sama kwintesencja LEGO! Tylko szkoda, że nosek ma czarny, a nie czerwony…
Ach, z kronikarskiego obowiązku muszę wspomnieć, że pomysł na renifera nie jest wcale nowy, i w ofercie TLG zagościł już w 2010 roku przy okazji zestawu 40010 Father Christmas with Sledge Building Set.
Renifer odhaczony, czas na ładunek, trochę prezentów (w sumie trzy, w tym dwa rodzaje, nie mógł być każdy inny?), różdżka (w sensie: wyczaruj sobie sam? A może dzieciak to Harry?) i oczywiście krótkofalówka. Krótkofalówka musi być!
Sanie. Patrząc na płozy, to ciężko byłoby im śmigać po śniegu, ale to sanie Mikołaja, one szybują wśród chmur, a tam najwidoczniej takie płozy sprawdzają się idealnie! Kształt i kolorystyka miła dla oka. Sań, nie płóz.
Zaprzęgamy renifera (wyjaśniło się po co mu było to dziwne ustrojstwo na brzuszku), Mikołaj zasiada za lejcami (których zestaw nie zawiera), prezenty wsypuje na pakę, dzieciak dostaje krótkofalówkę i wioooo!
Lewitujący dzieciak z siwymi włoskami, sterujący za pomocą krótkofalówki mechanicznego renifera, który ciągnie kolorowe sanie oklepanego mikołaja, których płozy nie umożliwiają poruszanie się na czymkolwiek w stanie stałym. Dziwny to zestaw, naprawdę dziwny. Ale buduje się to fajnie, ma trochę przyzwoitych elementów, ludziki mogłyby być może lepsze, ale w ogólnym rozrachunku, jak traficie na poświąteczną przecenę i będziecie mogli nabyć go za przysłowiowe grosze, czemu nie?
Dodatkowy plus: całkiem przyzwoita garstka elementów zapasowych:
Nori, Recenzje 0 10229 Winter Village Cottage, LEGO, recenzja, Winter Village
LEGO, Creator / Seasonal, Winter Village
10229 Winter Village Cottage
Seria: Creator / Seasonal, Winter Village
Rok premiery: 2012
Liczba elementów: 1490
Figurki: 8
Wymiary pudełka: (w przybliżeniu) 47.5 x 37 x 6.5 cm
Cena: $99.99, £89.99, 99,99 €, 439,99 zł (na Shop@Home obecnie wyprzedane)
Oficjalny filmik:
[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=bOMHczXnvTY]
Zestawy wchodzące w skład serii Winter Village wyjątkowo przypadły mi do gustu, o czym zresztą miałem przyjemność komunikować Wam praktycznie co roku przy okazji kolejnych ich recenzji. Wyjątek nastąpił w zeszłym roku, kiedy to, z dziwnych przyczyn (ktoś pamięta?), odpuściłem sobie recenzję zestawu 10229 Winter Village Cottage. O tym fakcie niedawno przypomniał mi Thietmaier na forum Zbudujmy.To, a jako że nie lubię niedokończonych spraw, czas tę zaległość nadrobić. 😉
Zapewne większość z Was dobrze zna serię Winter Village, dla przypomnienia tylko: zestawy wchodzące w jej skład ukazują się od 2009 roku i cechuje je duża dbałość o szczegóły, ciekawe konstrukcje, bardzo atrakcyjny dobór elementów i ich kolorów. O samych zestawach więcej możecie przeczytać w notce „Winter Village”, a recenzję najnowszego zestawu 10235 Winter Village Market miałem przyjemność popełnić nie tak dawno temu.
Co prawda śniegu za oknem się nie uświadczy (przynajmniej w Krakowie), a święta już minęły, jednak jak macie ochotę poczuć jeszcze trochę świątecznego klimatu: serdecznie zapraszam do odwiedzenia zaśnieżonej chaty.
Zestaw 10229 Winter Village Cottage już na początku zaskoczył mnie liczbę elementów, o ile wcześniejsze zestawy z tej serii nie przekraczały liczby 850 elementów, to na chatę przeznaczono ich prawie półtora tysiąca! Niestety taka liczba elementów musiała znaleźć odzwierciedlenie w cenie, ponad 400 złotych za zestaw klocków to już kwota niemała.
Pudełko prezentuje się bardzo ładnie, choć straszy nieco brzydki pasek ze studami – prywatnie bardzo nie lubię tego ozdobnika i całe szczęście że obecnie odszedł on już do historii. Przód pudełka to oczywiście prezentacja zestawu w całej okazałości, bardzo zgrabnie wkomponowanego w nastrojowe tło.
Z tyłu pudełka możemy bliżej przyjrzeć się, co też sam zestaw ma nam do zaoferowania.
Na jednej ze ścianek znalazło się miejsce na wyszczególnienie wszystkich klocków oraz przykład jednej z figurek w skali 1 do 1.
Na zawartość składa się całkiem spora liczba woreczków z elementami, w celu ułatwienia budowania, zostały one podzielone na trzy grupy.
Instrukcje oraz naklejki zostały zabezpieczone dodatkowym woreczkiem i kartonikiem – do znudzenia będę powtarzał: patent wprost genialny, szkoda jedynie, że zarezerwowany tylko dla największych zestawów.
Na arkuszu naklejek otrzymujemy gazetę, ozdobę na drzwi oraz strasznie kiczowaty obraz. Poniżej skan w 300dpi.
Instrukcja to dwie książeczki w formacie zbliżonym do A4, liczące w sumie aż 144 strony. Oprócz zbyt bardzo rozwleczonych planów budowy znajdziemy tu oczywiście reklamy, indeks elementów oraz, jako że w zestawie znajdziemy świecący klocek, aż dwie strony poświęcono „obsłudze” baterii (cel to oczywiście ochrona środowiska, ale ile papieru na to idzie to chyba nikt nie liczy…).
Jak wszystkie zestawy z serii Winter Village, także i ten dostarcza mnóstwo ciekawych i oryginalnych elementów w prześlicznych kolorach:
Oprócz tego otrzymujemy sporo drobnicy,
narzędzia i akcesoria,
dwa (niestety, tylko dwa) przeurocze zwierzaki,
oraz dwie choinki, wspomniany świecący klocek oraz nowy pomarańczowy rozdzielacz.
W kwestii ludzików zestaw dostarcza nam aż osiem figurek: pięciu dorosłych oraz trójkę dzieciaków. Przepiękne torsy, udane buźki, jedynie w doborze nakryć głowy i fryzurek nie ma jakiś rewelacji, ale i psioczyć absolutnie pod tym względem nie ma na co.
Budowę zaczynamy od malutkiego igloo na którym przycupnęła sobie sowa. Małym kuriozum tutaj jest piecyk z kominem, ale z drugiej strony, prezentuje się to całkiem ciekawie i oryginalnie.
Niegdyś zachwycałem się pocztową ciężarówka z zestawu 10222 Winter Village Post Office, i mimo że uwielbiam klasyczne samochody, to pług z tego zestawu zupełnie nie przypadł mi do gustu. I nie chodzi o to, że jest brzydki, jak dla mnie, brakuje mu jakiegoś wyrazu, przysłowiowego „tego czegoś”. Paradoksalnie, obiektywnie trudno mu coś więcej zarzucić, ma ładnie dobrane kolory, konstrukcyjnie także jest dość ciekawy.
Choć muszę przyznać, że im dłużej się „nim bawiłem” tym bardziej zaczynał mi „pasić”. Może po prostu trzeba mu dać trochę czasu?
Kolejną składową jest mały zadaszony schowek na narzędzia oraz na bele drewna do palenia w kominku. Dodatkowo znalazło się tu miejsce na mały stół oraz przepiękną piłę spalinową!
Dla dzieciaków niewątpliwą atrakcją będą sanki, najwidoczniej samoróbki, gdyż sprytnie wykorzystano tutaj dwie łopaty! Patent ciekawy, oryginalny i prezentujący się całkiem nieźle. Gorzej z konstrukcją, płozy niezbyt spełniają swoje zadanie, gdyż zawieszone są w powietrzu, ale kto by tam zwracał uwagę na szczegóły…
Budowę chaty rozpoczynamy od podłogi, a dokładnie z pieczołowitością wykafelkowanych dwóch pomieszczeń: kuchni i pokoju z kominkiem.
Powoli wznoszą się ściany, widać też już ozdoby świąteczne.
Nie mogło zabraknąć choinki! Mała, prosta, ale całkiem ładna!
Lampa – zauważyliście, że ten element występuje w każdym zestawie świątecznym i mimo że to niby jedna wioska, za każdym razem lampa jest inaczej skonstruowana?!
Na wyposażenie chaty wchodzi całkiem sporo mebli, m.in. szafeczka, fotel i łóżko.
Nie zabrakło zabawek, ładne, fajne, choć niestety bez większych zachwytów.
W chacie pojawiło się piętro, nad kominkiem zawisły dwie skarpety, nastrój tworzy także klasyczny żyrandol.
Kuchnia oczywiście została w pełni umeblowana.
Czas dobudować okienko,
połacie dachu,
nie należy zapomnieć o sznurze kolorowych lampek,
i chata gotowa!
Prezentuje się naprawdę dostojnie, od zewnątrz wygląda prześlicznie, w środku natomiast zachwyt budzi ogrom wyposażenia.
Oczywiście należy nie zapomnieć o dodatkowej atrakcyjności, a mianowicie wesoło palącym się w kominku ogniu! Pomoże w tym świecący klocek, wbudowany w odpowiednie miejsce w kominie. Wystarczy tylko przycisnąć przycisk i już rozpościera się czerwona poświata. By klocek świecił, należy cały czas trzymać wduszony przycisk, lub pomóc sobie jakimś prostym patentem.
Cały zestaw w pełnej okazałości:
i z dodatkiem w postaci zeszłorocznych promocyjnych sań.
Jak wrażenia? Moje jak najbardziej pozytywne! Owszem, jest tu parę rzeczy, które niezbyt przypadły mi do gustu: w tym samochód bez wyrazu, komin w igloo, niedopracowane płozy w saniach i zbyt wielkie zwały śniegu na chacie. Ale to subiektywne odczucia i raczej można spokojnie na nie przymknąć oko, tym bardziej, że igloo z kominem wygląda całkiem ciekawie, im dużej obcuję z samochodem, tym bardziej zdobywa moje serce, a chata przez te zwały śniegu wygląda bardzo dostojnie i klimatycznie. A płozy można olać.
Ogólnie, czuć klimat, konstrukcja jest bardzo ciekawa, bogactwo szczegółów bardzo cieszy. Nieco zdziwiła mnie liczba elementów, a przez to dramatyczny wzrost ceny w porównaniu do wcześniejszych zestawów z serii, wolałem, jak zestawy te nieco mniej obciążały portfel, jednak jakby nie było, otrzymujemy tu naprawdę sporo ciekawych i przydatnych elementów. Oczywiście polecam, wady wadami, zawsze się jakieś znajdą, ale w ogólnym rozrachunku zestaw zachwyca pod praktycznie każdym względem!
rutek Member, MOC, Rutek 0 LEGO, Messerschmitt Bf-109 TL
Bf-109 TL to prototyp niemieckiego odrzutowego myśliwca z okresu drugiej wojny światowej. Nie wszedł nigdy do produkcji, ponieważ w tym samym czasie powstał inny, lepszy, a mianowicie Me-262.
Model jest efektem „wietrzenia magazynów”. Wala mi się po domu trochę niepotrzebnych, kupionych nadmiarowo klocków, więc postanowiłem co z nich zbudować, wykorzystując przy okazji przymusowy urlop. Oczywiście zamiast pozbyć się nadmiarów, musiałem dokupić trochę nowych.
Kabina została oklejona folią samoprzylepną w kolorze zieleni butelkowej.