Tylko bez podbitek!
MOC na konkurs, w którym należało pokazać działanie jakiegoś mechanizmu. Tu: dźwignia, a zarazem zmora mojego dzieciństwa.
MOC na konkurs, w którym należało pokazać działanie jakiegoś mechanizmu. Tu: dźwignia, a zarazem zmora mojego dzieciństwa.
Moje wytwory na krakowską makietę wnętrzarską.
Łazienka:
Pokój Różowej Bestii:
Pokój dziecinny w kontrowersyjnej kolorystyce:
Studencka melina:
(zdjęcie dzięki uprzejmości Darka Mroza)
Kolektura Lotto i lombard:
(Narobiłam się tych zdrapek…)
Gabinet psychoanalityka:
(Fotele według patentu mijaspera).
Czuję, że w przypadku gabinetu przesadziłam z customowymi dekoracjami. W przypadku poprzednich wnętrz customy były dodatkiem. Tutaj wrzuciłam je na ściany, bo… nie chciało mi się już budować. Trochę wstyd, ale trudno;)
Kiedy nie buduję z klocków, rysuję klocki. Więc gdy już wiedziałam, że nie zbuduję nic na krakowską makietę Klocków-Zdroju, było dla mnie oczywiste, że muszę przynajmniej coś na nią narysować. Tak powstały moje wariacje na temat starych polskich reklam oraz plakatów filmowych i propagandowych.
(Teraz widzę, że mój człowiek z marmuru jest za mało spocony i wygląda, jakby był z hmm piaskowca)
Tak plakaty wyglądały na makiecie (zdjęcia dzięki uprzejmości Darka Mroza):
Galeria na Flickrze.
Nie buduję tak dużo, jak bym chciała, ale przynajmniej dbam o moje minifigi: wybieram im ładne ubrania i fajne fryzury, wymyślam scenki, w których mogłyby wystąpić, i – najważniejsze – pilnuję, żeby zawsze miały coś do czytania.
Kolportażem czasopism zajmują się zaprzyjaźnione kioski RUCH-u:
(Powyższy został zbudowany przez zgrredka i sfotografowany przez Darka Mroza).
Niedługo po tym jak wróciłam do klocków i kupiłam na BrickLinku pierwsze minifigowe szczątki, pewnie na początku 2010 r., połączyłam brodatą buzię w okularach przeciwsłonecznych z włochatym pirackim torsem i czarną, w domyśle skórzanej, czapkę ze Star Warsów. Wyszedł mi stereotypowy berliński misiek-skórzak i już wiedziałam, że muszę zbudować z klocków Paradę Równości.
Grzebałam się z tym strasznie, pierwsza wersja miała powstać na warszawską Europride w 2011 r., ale jak zwykle miałam poślizg. Ustawianie ludzików, wymyślanie bannerów i robienie reklam zasłaniających budynki (czy to warszawska specjalność?) było czystą przyjemnością. Z budowaniem kamieniczek szło mi gorzej, ale szło. Za to robienie mnie przerosło. A szkoda, bo na żywo parada wyglądała ekstra. Może kiedyś, jak będę mieć dostęp do dobrego fotografa lub nauczę się robić zdjęcia, zbuduję nową paradę i sprawię jej porządną sesję zdjęciową.
Moja parada nie jest tak odlotowa jak te w Berlinach czy innych Kopenhagach – raptem trzy gołe torsy, żadnych ekscesów i pawich piór. Grzeczny warszawski standard. Ale postarałam się, żeby nikogo nie zabrakło.
Wśród uczestników Parady są więc drag queenki:
panowie „niebudzący skojarzeń”:
panowie „budzący skojarzenia”:
(wśród nich mój pierwszy qeerowy ludzik)
lobbujący na rzecz małżeństw osób tej samej płci:
Dykes on Bikes:
fajne, kolorowe dziewczyny:
przypadkowi przechodnie:
(patent na wózek skradziony Karwikowi
Nie zabrakło też staruszków (chociaż akurat ich na polskich paradach brakuje) oraz polityków gadających bzdury. Są też przeciwnicy Parady i tzw. Eurosodomy, ale nie zasłużyli, żebym wkleiła tu ich zdjęcie.
Całość na Flickrze: klik i Brickshelfie: klik.