Ogniem i mieczem i mechem

….
Żołnierze byli w gotowości, więc tylko lufy działek plazmowych pochyliły się bez szelestu i zapadło głuche milczenie. Skrzetuski, pan Longinus i pan Wołodyjowski zastygli obok siebie, a i pan Zagłoba został z nimi, bo wiedział z doświadczenia, że najwięcej pocisków z artylerii pada na środek majdanu — a przy murze, obok takich trzech ostrzy, najbezpieczniej. Usadowił się tylko trochę z tyłu rycerzy, aby pierwszy impet na niego nie przyszedł. Nieco z boku przystanął pan Podbipięta z Zerwikokpitem w ręce swojego mecha, a Wołodyjowski przycupnął swoją maszyną tuż przy mechu Skrzetuskiego i szepnął mu na zamknietym kanale:
— Idą na pewno …
— Krok pod miarę.
— To nie czerń ani Tatarzy.
— Piechota Kartelu Zaporoskiego.
— Albo janczary; oni dobrze maszerują. Szarżą można by ich więcej naciąć!
– Teraz za ciemno na szarżę.
— Słyszysz teraz?
— Ts! ts! …
Obóz zdawał się być pogrążony w najgłębszym śnie. Nigdzie żadnego ruchu, nigdzie światła – wszędy najgłębsze milczenie przerywane tylko szelestem drobnego, jakby sianego przez sito dżdżu. Z wolna jednak w tym szeleście powstawał drugi; cichy, ale łatwiejszy do ułowienia uchem, bo miarowy i coraz bliższy, coraz wyraźniejszy; na koniec o kilkanaście kroków od fosy pojawiła się jakaś wydłużona zbita masa, o tyle widzialna, o ile czarniejsza od ciemności – i zatrzymała się w miejscu.
Żołnierze utaili dech w piersiach, tylko mały rycerz przebierał lekko nogą swojego mecha, jakby chcąc w ten sposób swoje zadowolenie okazać.
Tymczasem napastnicy zbliżyli się do fosy i poczęli przez nią przekładać pomosty, dołączając coraz to kolejne części, następnie, gdy już dosięgnęli drugiej strony, zaczęli po nich drapać się ku murom.
Mur milczał ciągle, jakby na nim i za nim wszystko wymarło – i cisza nastała śmiertelna.
Tu i owdzie mimo całej ostrożności wstępujących, pomosty zaczęły skrzypieć i trzeszczeć na łączeniach …
„Dadzą wam bobu!” – myślał Zagłoba.
Wołodyjowski przestał przebierać nogą, a pan Longinus ścisnął rękojeść Zerwikokpita i wyregulował wizjer, bo był najbliżej muru i spodziewał się pierwszy uderzyć.
Wtem trzy pary mechanicznych rąk z ostrzami pojawiły się u krawędzi, a za nimi poczęły się z wolna i ostrożnie podnosić trzy szpice od misiurek na kokpitach … wyżej i wyżej …
„To Turcy!” – pomyślał pan Longinus.
W tej chwili rozległ się straszliwy huk kilku tysięcy działek; zrobiło się widno jak w dzień. Nim światło zgasło, pan Longinus zamachnął się i ciął okropnie, aż powietrze zawyło pod ostrzem.
Trzy korpusy spadły w fosę, trzy kokpity potoczyły się pod stopy mecha kierowanego przez rycerza.

Praca na konkurs „Zbuduj scenkę z powieści Henryka Sienkiewicza”. Aczkolwiek, jak widać, dość kreatywnie podszedłem do oryginalnego tekstu, ciut go przerobiłem na wersję z przyszłości i zwizualizowałem klockami. 🙂

 

W scence występują:

Longinus Podbipięta herbu Zerwikaptur, ze swoim starożytnym mieczem wspomaganym „Zerwikokpit”, namiestnik chorągwi husarskiej

„Przede wszystkim był to mąż wzrostu tak wysokiego, że głową prawie powały dosięgał, a chudość nadzwyczajna wydawała go wyższym jeszcze. Szerokie jego ramiona i żylasty kark zwiastowały niepospolitą siłę, ale była na nim tylko skóra i kości. Brzuch miał tak wpadły pod piersią, że można by go wziąć za głodomora, lubo ubrany był dostatnio, w szarą opiętą kurtę ze świebodzińskiego sukna, z wąskimi rękawami, i wysokie szwedzkie buty, które na Litwie zaczynały wchodzić w użycie. Szeroki i dobrze wypchany łosiowy pas nie mając na czym się trzymać opadał mu aż na biodra, a do pasa przywiązany był krzyżacki miecz tak długi, że temu olbrzymiemu mężowi prawie do pachy dochodził”.

„Była to twarz chuda, również jak i cała osoba, ozdobiona dwiema zwiśniętymi ku dołowi brwiami i parą tak samo zwisłych konopnego koloru wąsów, ale tak poczciwa, tak szczera, jak u dziecka. Owa obwisłość wąsów i brwi nadawała jej wyraz stroskany, smutny i śmieszny zarazem. Wyglądał na człeka, którego ludzie popychają, ale panu Skrzetuskiemu podobał się z pierwszego wejrzenia za ową szczerość twarzy i doskonały moderunek żołnierski”.

 

Porucznik Jan Skrzetuski herbu Jastrzębiec, dowodzący chorągwią pancerną

Nie wszystkie mechy zostały wykorzystane w scence, bo już się nie zmieściły. 🙂

 

Towarzysz Michał Wołodyjowski „Mały Rycerz” herbu Korczak

 

„Czarna od ciemności masa” czyli Turcy

 

————————————————————————————–

Cały pomysł na scenkę powstał przez przypadek. Czekając na klocki, których potrzebowałem do całkiem innego modelu, dłubałem sobie z klocków „byleco”. W pewnym momencie zorientowałem się, że to „byleco” przypomina mi mecha. Po kolejnych dwóch wieczorach powstał mech, jak poniżej.

Ponieważ mi się spodobał, stwierdziłem, ze fajnie byłoby zbudować jakąś większą scenkę, w której mogłoby uczestniczyć więcej tak zbudowanych mechów. I od klocka, do klocka, przy okazji modyfikując oryginalny tekst powieści Henryka Sienkiewicza – powstała powyższa scenka.

Mam nadzieję, że się spodoba i nie zostanę zdyskwalifikowany od razu za „kreatywność”. 🙂

Wszystkie zdjęcia, po kliknięciu otwierają zdjęcie w większej rozdzielczości.