Athame, czyli jak budować w tempie jednego klocka na dzień

W zeszłym roku zbudowałem star destroyera który kompletnie zniszczył moją chęć do budowania. Pewnie, efekt był monumentalny a sam model stał się nawet znany w świecie i zapoczątkował trend budowy SHIPów w sposób właściwy, czyli studami w stronę dowolną inną niż w stronę widza. Mimo to, klocków nie chciałem dotykać i efekt jest taki że nawet dzisiaj mam jeszcze karton nie posortowanych klocków z zeszłego roku.

Powiedziałem sobie więc że w tym roku będę budował tylko drobiazgi, i nic co wymaga zakupów żeby chociaż zacząć. Dokupienie paru klocków albo „odświeżenie magazynu” jest ok, ale poleganie w 100% na bricklinku – nie.

Powstało sobie kilka fajnych rzeczy: cacodemon, żółty samochodzik auriga, bardzo płaski myśliwiec i zaczątek malucha. A potem mnie naszło na to że skoro już mam tych samochodów z logiem Epsilon Dynamics kilka, to mogę zrobić jeszcze jeden o stworzyć swego rodzaju miniserię. Poza tym to fajny przerwynik bo takie autka powstają parę wieczorów i przechodzi się do następnego.

Z tym jednak było… inaczej.
Zapraszam do przeczytania historyjki, jak to jeden mały modelik narobił mi tyle kłopotów że zajął kilka miesięcy.

Czy było warto?
Nie. Z reguły takie projekty porzucam. Przy tym jednak, ze względu na to że traktowałem to w stu procentach jako odstresowywacza i nie było żadnej presji że zaraz wystawa czy coś jak to, dłubałem sobie co wieczór dokumentując od czasu do czasu postępy. Poza tym zdjęcia pozwalają spojrzeć na model w inny sposób niż normalnie, co też sporo pomaga.



A czy Wy macie takie niepozorne drobiazgi nad którymi dłubiecie całymi miesiącami?